Marcin Skotniczny, CEO Software Mansion, w rozmowie z ISBtech o profilu działalności spółki i planach rozwojowych z giełdą w tle.
Czym jest Software Mansion?
Jesteśmy działającą już prawie 10 lat agencją programistyczną (software house). Obecnie naszą podstawową działalnością jest świadczenie usług programistycznych głównie dla start-up’ów. Zajmujemy się także rozwijaniem oprogramowania open-source, a w szczególności narzędzi deweloperskich dla programistów. Te dwa obszary działalności tworzą synergię: wytwarzanie oprogramowania open-source napędza nam sprzedaż, a projekty dla klientów inspirują rozwój open-source.
Dlaczego założyliście firmę i jaka misja wam przyświecała?
Kiedy razem z Pawłem Młockiem i Krzyśkiem Magierą, z którymi założyliśmy Software
Mansion, skończyliśmy studia, w Polsce nie było zbyt wielu ciekawych możliwości pracy dla
ambitnych programistów, a niewiele wcześniej skończył się kryzys finansowy. W tym czasie
bardzo dużo moich znajomych programistów wyjeżdżało za pracą na zachód.
Ja wraz z Krzyśkiem byliśmy świeżo po powrocie ze stażu w USA, ale nie mieliśmy ochoty wyjeżdżać z Polski na stałe. Z tyłu głowy zaczęła się pojawiać nam idea, że w takim razie trzeba tu na miejscu stworzyć takie miejsce pracy, o jakim marzymy. W zasadzie cała nasza historia to poszukiwanie sposobu na osiągnięcie tego celu.
Opowiedz nam o Waszej podróży od początku istnienia firmy.
Na początku próbowaliśmy zrobić własny startup, ale szybko okazało się, że to nie jest to.
Byliśmy zgranym zespołem przyjaciół i wiedzieliśmy, że chcemy dalej razem pracować, więc
pozostało nam tylko ustalić, co będziemy robić. Szybko pojawiło się pierwsze zlecenie z
naszego networku, następnie drugie, a potem wszystko poszło z górki.
Od tamtego momentu rozwijaliśmy się płynnie – w zasadzie to bez jakichś szczególnie ważnych pojedynczych wydarzeń biznesowych. Choć oczywiście jest wiele momentów, które mają dla nas znaczenie symboliczne. Zawsze trzymaliśmy kurs na organiczny i zdywersyfikowany wzrost, a zespół z każdym rokiem powiększał się o 25-40 procent. W ten sposób z czteroosobowego zespołu urośliśmy do około 150 utalentowanych osób.
Kto korzysta z Waszych rozwiązań i co oferujecie? Z jakimi klientami współpracowaliście do tej pory?
Jeżeli chodzi o usługi programistyczne, to w tym momencie są to w zdecydowanej większości start-upy z bardzo solidnym finansowaniem, liczonym nawet w miliardach dolarów. Większość z nich pochodzi z Doliny Krzemowej i Nowego Jorku, ale mamy klientów z całego świata, od Europy, przez Kanadę, Izrael, Australię, a nawet Chiny. Obecnie współpracujemy z ponad 30 klientami. Wybieramy sobie takich, z którymi będzie się dobrze pracowało, czyli będą mieć odpowiednie budżety, zapewniające możliwość robienia ambitnych projektów, ale też są w stanie docenić, mam nadzieję, ponadprzeciętny talent naszego zespołu.
Jeżeli chodzi o rozwiązania open-source, to kod stworzony przez nas znajduje się pewnie w co trzeciej aplikacji, którą większość z nas ma na telefonie. W szczególności są to aplikacje mobilne takie jak Facebook, Bolt, Discord, Tesla czy nawet mobilny pakiet Office of Microsoft. Co istotne, udało nam się nawiązać bezpośrednią współpracę z częścią tych dużych firm korzystających z naszych rozwiązań, co daje nam lepsze możliwości kształtowania naszych narzędzi w taki sposób, aby były one przydatne i skuteczne w projektach największej skali.
Skąd chęć rozwijania projektów open-source’owych? Jak można zarabiać na
darmowym oprogramowaniu?
W zasadzie każde poważniejsze oprogramowanie open-source ma swoje komercyjne źródło finansowania. Dla nas tworzenie tego typu produktów jest strategiczne z kilku powodów. Po pierwsze, częściowo jesteśmy finansowani przez partnerów, którym zależy na tym, żeby to oprogramowanie było rozwijane – na przykład Shopify współfinansuje nasze działania w obszarze narzędzi do aplikacji mobilnych w React Native.
Po drugie, nasze portfolio przyciąga nowych klientów. Coraz częściej obserwujemy sytuację, gdzie potencjalny klient z drugiego końca świata zaraz po domknięciu rundy swojego finansowania sam odzywa się do nas z pytaniem, czy chcielibyśmy z nim pracować, bo ufa naszym kompetencjom i jesteśmy jego pierwszym wyborem.
Branża IT w Polsce zmaga się z niedoborem specjalistów. Jak sobie z tym radzicie?
Udało nam się zbudować renomę na krakowskich uczelniach, dzięki czemu regularnie zgłaszają się do nas najlepsi studenci. Mają u nas bardzo dobre warunki rozwoju, które doceniają także osoby z większym doświadczeniem. Mamy bardzo rozbudowany program stażowy. O tym, że dobrze się u nas pracuje świadczy chociażby bardzo niska rotacja na poziomie zaledwie kilku procent rocznie i fakt, że dużo osób przychodzi do nas z polecenia.
Dodatkowo, raz jeszcze, podkreślę naszą chęć do rozwoju narzędzi deweloperskich. Dla wielu inżynierów jest to jedna z najciekawszych i najbardziej prestiżowych dziedzin do pracy, dająca mnóstwo zawodowej satysfakcji.
Powiedziałeś o wręcz zaskakująco niskiej rotacji jak na tę branżę. Jak wam to się udaje?
Tak jak powiedziałem wcześniej, naszą misją jest tworzenie idealnego miejsca pracy. Idealnego, tj. oczywiście takiego, które daje satysfakcję i pozwala na dobre życie, ale jednocześnie jest dobrze płatne i efektywne gospodarczo. Wyniki finansowe, a nawet wzrost, są dla nas drogą, a nie celem. Staramy się dawać ludziom nie tylko minimum tego, czego potrzebują, ale więcej. Żeby to zrobić, podchodzimy do pracowników indywidualnie – ja na przykład wciąż staram się z każdą z zatrudnianych przez nas osób regularnie
rozmawiać.
Udało nam się dzięki temu stworzyć trochę inną kulturę pracy, nastawioną na elastyczność i słuchanie potrzeb. Ludzie są dla siebie bardzo mili, otwarci i pomocni, przywiązują się do zespołu i firmy. Oferujemy wiele rzeczy, które w jakimś stopniu wykraczają poza standardowe benefity, które oferuje większość firm.
Poza tym, oczywiście mamy rozwojowe projekty, do których dobieramy ludzi wysłuchawszy ich preferencji. Z klientami budujemy relację tak, żeby móc kontrolować jak pracuje się w projekcie, a jeżeli nasi ludzie nie są zadowoleni i nie mamy mocy sprawczej, by to naprawić, to zmieniamy projekt, ale też nierzadko żegnamy się z klientem. Ludzie to doceniają i wiedzą, że mogą z nami szczerze porozmawiać o tym, co trzeba poprawić.
Powiedz, co jeszcze przed wami?
Jeżeli chodzi o przyszłość, to zawsze staraliśmy się skupiać na najbliższych wyzwaniach. W zasadzie to zawsze stosowaliśmy zasadę “x2”, czyli że nasz horyzont planowania kończył się na powiększeniu zespołu dwukrotnie. Teraz też nie wykraczamy myślami dalej niż te około 2 lata naprzód, ale nie widzimy żadnych istotnych zagrożeń, które mogłyby nasz organiczny wzrost zatrzymać także później. Dodatkowo intensywnie pracujemy nad wejściem na giełdę i stworzeniem programu motywacyjnego opartego o akcje.
A czy planujecie poszerzyć działalność? Może sprzedawać jakiś produkt?
Aktualnie pracujemy nad tym, żeby na podstawie jednego z naszych rozwiązań open-source zbudować produkt, który będzie samodzielnie prosperującym biznesem. W bardzo prawdopodobnym scenariuszu będziemy chcieli pozyskać finansowanie venture capital i ten produkt rozwijać w ramach spółki zależnej. Jeżeli to nam wyjdzie, to otworzy nam to drogę do rozszerzania działań typu venture building.