Grzegorz Polaniecki, prezes Enter Air, w rozmowie z ISBtech o aktualnej sytuacji giełdowego przewoźnika i perspektywach rozwoju na pełnym wyzwań rynku.
Jak wyglądało wykorzystanie floty w ostatnich miesiącach? Jak oceniacie miniony sezon letni?
Trzeci kwartał był bardzo dobry i zbliżony do tego co wypracowywaliśmy jeszcze dwa lata temu. Pasażerowie chętnie wrócili do latania na kierunkach wakacyjnych. Gdyby nie pojawiające się w mediach informacje o pandemii, można by stwierdzić, że był to prawie normalny letni sezon.
Wykorzystywaliśmy całą dostępną flotę, czyli 26 maszyn, w tym dwa pozyskane przed sezonem Boeingi 737-800 i dwa Boeingi 737 MAX 8. Te ostatnie maszyny swoimi zdolnościami operacyjnymi, niskim zużyciem paliwa i komfortem dla pasażerów po raz kolejny udowodniły słuszność decyzji o ich zakupie. Kolejne 6 samolotów, które mamy zamówione będą dostarczone w 2025 i 2026 roku.
Wielkość naszej floty w przyszłym sezonie nie jest jeszcze dokładnie określona, ale popyt jest bardzo duży. Podczas pandemii umocniliśmy naszą pozycję rynkową. Nie zostawiliśmy nigdy biur podróży w potrzebie, a ponieważ czasy są nadal niepewne, nasze partnerskie podejście i elastyczność są mocno w cenie.
Pewną zmianą względem poprzednich sezonów była większa kumulacja lotów w weekendy.
Touroperatorzy zamawiając takie programy chcieli zaoferować swoim klientom większą elastyczność w kontekście potencjalnych ograniczeń w podróżowaniu do poszczególnych krajów. Wykorzystaliśmy naszą elastyczność operacyjną i zaoferowaliśmy touroperatorom takie programy. Na szczęście udało nam się zdobyć sloty na latanie w tych rozkładach.
Ważną rolę w stymulacji powrotu rynku do normalności odegrali tour operatorzy, którzy zadbali by turysta nie musiał sam martwić się o logistykę pobytu oraz przede wszystkim pomagali w zrobieniu testów i wypełnieniu innych formalności. Niebagatelną rolę odgrywała też jakość i cena ofert.
2. Jakich przychodów inwestorzy mogą spodziewać się w całym roku?
W trzecim kwartale działaliśmy na pełnych obrotach, a dynamika wyników finansowych jest prawie taka sama jak przed pandemia. Z nawiązką odrobiliśmy straty z pierwszego półrocza i mieliśmy prawie 845 mln po 9 miesiącach 2021 r. W październiku też lataliśmy stosunkowo dużo ze względu na wydłużenie sezonu. Nie wykluczamy więc, że w całym roku nasze przychody przekroczą poziom 1 mld zł.
Jeśli uda się to zrealizować to będzie to oznaczać, że 2021 r. byłby trzecim najlepszym rokiem pod względem przychodów w naszej historii. Będzie to osiągnięcie tym donioślejsze, że w pierwszej połowie roku zmagaliśmy się z istotnymi ograniczeniami lotów włącznie z dwumiesięcznym lockdownem w Polsce. Nie wiemy co wydarzy się w najbliższych tygodniach w związku z kolejną mutacją wirusa, ale biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności będzie to dobry rok w naszym wykonaniu. Poza tym, mamy nadzieję, że władze różnych krajów przećwiczyły już procedury awaryjne związane z pandemią i przestaną działać panicznie i niespójnie.
3. Jakie widzi Pan perspektywy na 2022 r.?
Ostatnie wyniki pokazują, że coraz bardziej wracamy do normalności. Zakładamy, że w przyszłym roku ten proces będzie kontynuowany. Umowy, które podpisaliśmy z touroperatorami zakładają też intensywny program w sezonie zimowym. Wprowadzenie dodatkowych testów przed podróżą nie było do tej pory przeszkodą dla turystów, więc mamy nadzieję, że nadal tak będzie. Myśląc o sezonie letnim spodziewamy się, że będzie się poprawiała sytuacja epidemiczna w poszczególnych krajach, z których operujemy, a co za tym idzie wyniki powinny się dalej poprawiać.
Nasza oferta charakteryzująca się niskim kosztem i pewnością lotu jest atrakcyjnym produktem zarówno dla polskich i zagranicznych touroperatorów. Pod względem wyników finansowych liczymy na poprawę względem tego co pokażemy w tym roku, ale wynik z 2019 r. może być jeszcze za wysoki do pokonania.
4. Jaki był podział ruchu pomiędzy polskich i zagranicznych klientów? Jak to może wyglądać w kolejnych kwartałach?
Zapotrzebowanie na loty w Polsce w sezonie letnim było bardzo duże, a sytuacja za granicą nadal była niepewna, dlatego zdecydowaną większość operacji wykonywaliśmy z polskich lotnisk. Sytuacja zaczęła się odwracać dopiero na początku 4 kwartału. Widać, że po bardzo trudnym zarówno dla rynku jak i pasażerów 2020 roku duża część osób była zainteresowana wyjazdem do jednej z destynacji turystycznych, gdzie mogli spędzić wakacje w miejscu z zagwarantowaną dobrą pogodą, świetnym jedzeniem i komfortowymi warunkami pobytu, za cenę często kilkakrotnie niższą niż w Polsce.
5. Jak wygląda obecnie konkurencja ze strony linii rozkładowych?
Podróże biznesowe najbardziej ucierpiały na pandemii i ten rynek będzie się odbudowywać jeszcze wiele lat. Zupełnie inaczej wygląda rynek turystyczny, nie można przecież posiedzieć na plaży przez Internet. Zachęca to niektóre linie rozkładowe do prób wejścia na rynek turystyczny. Są one na straconej pozycji. Przez wiele lat zbudowaliśmy sprawdzony, elastyczny i co bardzo ważne nisko-kosztowy model biznesowy, który sprawia, że linie rozkładowe nie są w stanie rentownie konkurować na tym rynku.
Jeśli jakaś linia chce sprzedać loty czarterowe na swojej flocie, to musi sprzedawać je taniej niż my, a nie wierzę by mieli niższe koszty jednostkowe od nas, więc będą do biznesu dokładać. Kwestią czasu jest jak dużo i jak długo będą chcieli stracić. Najlepszą barierą wejścia na rynek jest cena, dlatego zawsze trzymamy niskie marże. Nie oglądamy się więc na konkurencję.
Staramy się skupiać na swoimi biznesie i dostarczaniu usługi, która jest opcją pierwszego wyboru dla naszych partnerów z którymi współpracujemy od wielu lat.
6. Jak podwyżka opłat na Lotnisku Chopina wpłynie na wasz biznes?
Wprowadzone od grudnia schemat podwyżek dla opłat lotniskowych sprawi, że latanie z Chopina będzie coraz droższe. W czasie, kiedy po pandemii rynek przewozów lotniczych powinien być stymulowany do odbudowy i tworzenia popytu, który kiedyś zapełni CPK, dzieje się coś zupełnie odwrotnego i klienci są zniechęcani do latania.
Zapewne ma to związek z wydaniem przez PPL w czasie pandemii kilkuset milionów na lotnisko w Radomiu, z którego pasażerowie niespecjalnie chcą latać. Na prawdę 1000 razy lepiej było zostawić te pieniądze w PPL i zainwestować w stymulację odbudowy ruchu na Chopinie. To frustrujące, że nikt nie skupia się na tym jak poprawić efektywność, jak zachęcić ludzi z powrotem do latania, tylko podnosi koszty i ceny.
Jestem zwolennikiem wprowadzenia obowiązkowego depozytu dla decydentów przy podejmowaniu decyzji o spektakularnych inwestycjach. Niech ten kto podpisuje i przecina potem wstęgę wpłaci odpowiednio duży depozyt ze swoich prywatnych pieniędzy gwarantujący, że wydane publiczne pieniądze zwrócą się.