“Eksplozja” zainteresowania NFT na zachodzie (w sumie nie tylko na zachodzie, bo polski prywatny sektor technologiczny w niczym tutaj nie odstaje) jest naturalną konsekwencją rozwoju technologii blockchain, jako dóbr/walut cyfrowych, wskazuje w komentarzu eksperckim dla ISBtech co-founder Codeaddict Kamil Stanek.
Przyswajalność tego rozwiązania znacząco wzrosła a przede wszystkim wzrosło zaufanie społeczne i rozumienie aspektów technicznych, co pozwala ewoluować wielopoziomowo różnym łańcuchom bloków. Jedną ze ścieżek ewolucji są właśnie tokeny NFT, które w dużym skrócie mogą odpowiadać za proste i bezpieczne wycenianie oraz przechowywanie własności / reprezentacji do danego unikalnego dobra cyfrowego np. postaci w grze, rzadkiego skina czy praw autorskich do grafiki stworzonej cyfrowo.
Można powiedzieć, że odzwierciedlają wartość, a raczej poziom chęci (cenę), jaką gotowi są zapłacić ludzie, dla których dane aktywo ma znaczenie lub sens inwestycyjny. Charakteryzują się tym, że każdy z nich jest unikalny oraz ograniczony ilościowo czyli raz stokenizowane dobro cyfrowe nie może (nie powinno) mieć już innej reprezentacji odzwierciedlonej w tokenach. Jak każda waluta cyfrowa, tokeny NFT mogą fluktuować, czyli ich cena zależy od popytu i podaży oraz są poddane obrotowi wtórnemu.
Należy pamiętać, że sam w sobie token NFT nie ma żadnej wartości – jest tylko technologią, pewnym uproszczeniem, cyfrową umową – wartość nadaje tutaj tylko i wyłącznie dobro, które jest reprezentowane. Tym samym, tokeny reprezentujące np. Myszkę Miki będą bardzo popularne i rozchwytywane, co przełoży się znacząco na ich wartość, która z każdym kolejnym sukcesem Disney’a powinna rosnąć.
Bez wątpienia jest to kawałek bardzo ciekawej technologii pozwalający nie tylko wielkim korporacjom i najzamożniejszym inwestorom zarabiać na własności i tantiemach, ale też każdemu przysłowiowemu “Kowalskiemu” z dostępem do internetu.