Bartłomiej Foszer i Per Einarsson ze startupu Preglife o planach rozwojowych aplikacji, m.in. na polskim rynku.
Jakie są różnice w rozwoju polskich i zagranicznych startupów? Jakie stoją wyzwania przed startupami, które planują rozwój za granicą?
Bartłomiej Foszer: Duża liczba mieszkańców Polski, a co za tym idzie – także potencjalnych użytkowników – sprawia, że tworzenie i rozwijanie startupów na początkowym etapie jest w naszym kraju stosunkowo łatwe. Startup Preglife powstał w Szwecji – tam korzysta z niego aż 90% przyszłych mam. Liczba ta jest zbliżona do liczby polskich użytkowniczek – a w naszym kraju z aplikacji korzysta „tylko” połowa kobiet w ciąży.
Ta z pozoru komfortowa sytuacja naszego rodzimego rynku ma jednak sporo wad, które nie zawsze są uwzględniane przez założycieli startupów, a okazują się być kluczowe w osiągnięciu międzynarodowego sukcesu. Przeskalowanie polskich startupów na rynki zagraniczne jest według mnie największym wyzwaniem – oczywiście nie jest to zadanie łatwe, bo nie każdy biznes jest uniwersalny i z jednakowo dużym na całym świecie potencjałem. O tej kwestii nierzadko decydują uwarunkowania społeczne i kulturowe, o których również należy bezwzględnie pamiętać podczas ekspansji na inne kraje.
Wiele startupów polskich, aspirujących do stania się globalnymi, zamiast skupić się na perspektywie rozwoju za granicą, mocno koncentruje się wyłącznie na rynku rodzimym. Ten fokus na Polskę jest więc zbyt duży, a spojrzenie na potencjalny rozwój za granicą ostatecznie okazuje się niewystarczająco holistyczne. Startupy z krajów takich jak Wielka Brytania czy Niemcy pozwalają na łatwiejszy ich rozwój, ponieważ państw anglo- czy niemieckojęzycznych, w których produkt może być udostępniony od razu jest znacznie więcej. Tymczasem startupy z małych krajów takich, jak np. Estonia, gdzie liczba potencjalnych użytkowników również jest niewielka, muszą od razu być zdeterminowane i myśleć o ekspansji za granicę.
Polska plasuje się więc gdzieś pomiędzy – z jednej strony jest dużym rynkiem i w początkowej fazie rozwoju jest wystarczająca, ale ten stan rzeczy usypia czujność twórców startupów i nie nastawia ich mindsetu od razu tak, by byli solidnie przygotowani na globalną ekspansję.
Preglife nie rozwijał się co prawda bardzo szybko, ale udało się mu przejść przez pierwszą fazę przeskalowania biznesu: najpierw na sąsiednie rynki fiński, duński i norweski, a teraz mamy kolejny etap wejścia na do Polski, Francji, Hiszpanii i Niemiec. Startup wykorzystał więc wiedzę i doświadczenie zdobyte podczas ekspansji na rynki skandynawskie i dzięki temu równie skutecznie podbija kolejne.
Jakie są największe wyzwania dla zagranicznych startupów, które zdecydowały się na ekspansję w Polsce?
Per Einarsson: Wyzwaniem uniwersalnym chyba dla wszystkich startupów jest znalezienie odpowiednich, zaufanych partnerów, którzy dobrze znają rynek, na który planowana jest ekspansja. Każdy kraj charakteryzuje się innymi uwarunkowaniami, wpływającymi na możliwości rozwoju biznesów.
Polska nie jest wyjątkiem: dobre zrozumienie jej wewnętrznych struktur oraz unikalnych potrzeb i oczekiwań polskich użytkowników było niezbędne w osiągnięciu sukcesu przez
zagraniczne startupy. Dlatego niezwykle cenna jest osoba, która będzie mogła poprowadzić firmę, efektywnie tłumacząc jej te zależności. Krótko mówiąc: nic o was bez was. Naprawdę ciężko jest skalować biznes bez znajomości lokalnych tendencji, trendów i uwarunkowań.
Na co zwracasz uwagę przy wyborze/szukaniu zagranicznych firm, które chcesz wspierać w ekspansji polskiego rynku? Co wyróżniło Preglife w tej kwestii?
Bartłomiej Foszer: Zawsze najważniejsi dla mnie są ludzie z którymi mam pracować – to, czy są otwarci na nowe pomysły, czy ich podejście do biznesu jest podobne do mojego, czy myślą nowocześnie, wykorzystując nowoczesne narzędzia etc. Preglife jest taką firmą – bardzo cenię sobie to, że zostałem przez jego twórców obdarzony dużą dozą zaufania, elastycznością i niezależnością, której potrzebuję. Dlatego nie wchodzę w struktury, które charakteryzują się długim i wielostopniowym procesem akceptacji, a ciągłe wzajemne przekonywanie się do swoich racji jest na porządku dziennym.
Drugą, nie mniej istotną dla mnie kwestią, jest to, czy zagraniczny biznes, który obserwuję, jest rzeczywiście ciekawy dla polskiego użytkownika i czy ja jestem nim zainteresowany. W skrócie: czy go wystarczająco dobrze „czuję”. Z Preglife miałem okazję współpracować już
wcześniej, przy cateringu Pomelo, dlatego ta współpraca wyszła nam dość naturalnie – dostałem od Pera propozycję rozwijania aplikacji, najpierw na rynku polskim, potem francuskim i hiszpańskim. Cały ten proces odbył się bez większych negocjacji i szybko osiągnęliśmy wynik trzykrotnie większy, niż prognozy z początku roku. Teraz te doświadczenia zdobyte podczas ekspansji w Polsce chcemy przełożyć za rynki francuski i hiszpański.
Podejście Skandynawów do reklamowania się jest zupełnie inne od podejścia reklamodawców w Polsce, Niemczech, Francji i całej Zachodniej Europie. Między innymi właśnie te różnice mogły być przeszkodą dla Skandynawów w zrozumieniu naszego lokalnego podejścia do biznesu – dlatego nasza współpraca polega przede wszystkim na uzupełnianiu swojej wiedzy i dzieleniu się doświadczeniem.
Dlaczego Polska okazała się atrakcyjna dla Preglife?
Per Einarsson: Polska jest rynkiem bardzo ciekawym, chociaż dla zagranicznych firm rzadko okazuje się być pierwszym wyborem. Dla startupów, takich jak Preglife, kluczowa jest liczba potencjalnych użytkowników: w Polsce rocznie rodzi się więcej dzieci, niż we wszystkich krajach skandynawskich łącznie. Dla Preglife przejście ze Skandynawii na Polskę, czyli uderzenie w rynek duży w kontekście użytkowników, którzy mogą okazać się zainteresowani produktem, było naturalne.
Poza tym w Polsce nie było drugiej tak dobrej aplikacji, która mogłaby stanowić istotną konkurencję dla Preglife – równie rozbudowanej, merytorycznej i posiadającej podobnie intuicyjne narzędzia. Polska to także dobre miejsce do testowania biznesu przed wejściem na rynek zachodni – działania marketingowe są tutaj znacznie tańsze, niż na przykład w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Włoszech czy Francji, a koszt pozyskania klienta – mniejszy.
Rozwijając firmę nastawioną na sukces, taką jak Preglife, bardzo ważne jest, aby wszyscy współpracownicy byli dumni z produktu. W związku z tym, że już wcześniej mieliśmy oddział w Krakowie, dążyliśmy do tego, by polscy pracownicy mieli okazję dobrze zrozumieć Preglife i obserwować rozwój aplikacji od bardzo wczesnego etapu. Te wszystkie kwestie zdeterminowały to, że Polska stała się pierwszym celem Preglife po wyjściu ze Skandynawii.